Kuchnia | Zdrowie

Nalewka i sok z pigwowca japońskiego.

Pigwowiec japoński to niewielki krzew kolczasty o intensywnie czerwonych lub pomarańczowych kwiatach, kwitnący wczesną wiosną i o żółtych niewielkich okrągłych owocach dojrzewających w październiku. Owoce pigwowca zawierają około 7 razy więcej naturalnej witaminy C niż cytryny. Zawierają też miedź, żelazo, potas i witaminy z grupy B. Owoce nadają się świetnie na soki, na musy, dżemy i oczywiście na pyszną nalewkę.

O tym, jak zrobić sok i nalewkę z owoców pigwowca opowie mój mąż, który w naszym domu jest specjalistą w tym zakresie. Zapraszam do oglądania i posłuchania.

Sok z pigwowca obniża poziom złego cholesterolu, hamuje rozwój cukrzycy, wykazuje silne działanie przeciwwirusowe i przeciwbiegunkowe. Jest doskonałym lekiem przeciwkaszlowym. Sok z pigwowca dzięki wysokiej zawartości przeciwutleniaczy zapobiega zachorowaniom na nowotwory. Wspomaga też w procesie odchudzania.

Przepis na nalewkę z pigwowca japońskiego, wg mojego męża;

  • Dojrzałe owoce pigwowca przebrać, umyć, pokroić w ósemki i wydrążyć gniazda nasienne,
  • słój 4 litrowy umyć i wyparzyć,
  • napełnić słój owocami pod pokrywkę, przesypując kolejne warstwy cukrem, około 70 dkg cukru,
  • słój odstawić na słoneczny parapet, dwukrotnie w ciągu dnia należy potrząsnąć słojem,
  • kiedy owoce puszczą sok i zmniejszą swoją objętość o około 50 %, co może nastąpić po około 3 dniach, uzupełnić słój mocną wódka ( np. w proporcjach: 1 litr spirytusu 96 % rozcieńczonego pół litrem wody przegotowanej ostudzonej),
  • można dodać kilka goździków lub laskę cynamonu.
  • zamknąć słój i odstawić w chłodne miejsce na 1 rok 🙂
  • po upływie tego czasu zlać nalewkę, przefiltrować, przelać do butelek i odstawić na następny rok,
  • po tym czasie nalewka jest gotowa do spożycia,
  • owoce, po zlaniu nalewki, można powtórnie wykorzystać, postępując tak, jak ze świeżymi owocami,
  • można też przepuścić je przez wyciskarkę wolnoobrotową, uzyskując dodatkową ilość nalewki,
  • lub można owoce spod nalewki dodawać do herbatki zimowej.

Na zdrowie 🙂

Continue Reading

Kuchnia

Maliny w soku własnym – jak zrobić, aby zachowały kształt.

Maliny w soku własnym są bardzo pożądane przez moje wnuki. Najstarszy Leon (6,5 lat) co prawda woli już lody malinowe samodzielnie przygotowywane, ale maluchy, Tymon i Ignacy, uwielbiają kaszkę z malinami.

W tym roku maliny zaczęły dojrzewać bardzo późno, dopiero na początku września, bo wiosna i lato nie należało do najcieplejszych, zbyt mało było słońca. Toteż jeszcze w listopadzie zbierałam maliny i to w ilościach bardzo przyzwoitych. Jak co roku część malin została zamrożona, z części zostały zrobione soki w sokowniku, część poszła na maliny w soku własnym, no, a niewielka część na pyszną i zdrową malinówkę. Do tej pory maliny w soku własnym robiłam w ten sposób, że po napełnieniu malinami słoiczków, zasypywałam je cukrem i poddawałam pasteryzacji w piekarniku. Maliny, owszem, puszczały sok, ale same traciły kształt, zmieniając się malinową papkę.

W tym roku przygotowałam maliny w inny sposób. Zebrane maliny umieściłam w misce, przesypując każdą warstwę cukrem pudrem. Po zabezpieczeniu folią spożywczą, pozostawiłam maliny na 24 godziny w chłodnym miejscu. Po tym czasie maliny przełożyłam do wyparzonych słoiczków i zalałam wytworzonym sokiem. Następnie włożyłam do zimnego piekarnika, temperaturę ustawiłam na 110 stopni, a czas pasteryzacji ustawiłam na 40 minut. Po wyjęciu gorących słoiczków z piekarnika , odwróciłam je do góry dnem, przykryłam kocem i pozostawiłam do wystygnięcia.

Warto przypomnieć zasadę pasteryzacji, tzn, zimne słoiki z zawartością wstawiamy do zimnego piekarnika, a słoiki z gorącą zawartością wstawiamy do nagrzanego piekarnika. Oczywiście wtedy czas pasteryzacji jest wydłużony przy zimnym piekarniku, a skrócony przy gorącym.

Maliny, oprócz tego, że zachowują kształt, w mojej ocenie, mają też bogatszy smak. I są takie bardziej aksamitne. po prostu pyyyszne 🙂

Continue Reading

Eko - Kosmetyki

Różany tonik do twarzy – jak zrobić.

  Tonik Różany to mój kolejny kosmetyk, który przygotowuję sama w domu.  Składniki toniku przygotowywałam przez całe lato, kiedy kwitły moje pachnące róże.  Chociaż jesień tegoroczna, mimo, ze daleko jej do tej pięknej złotej jesieni, jest na tyle ciepła, że jeden krzew pachnącej roży powtórzył kwitnienie i właściwie mogę dalej przygotowywać moje „mikstury”.

 Mój tonik różany składa się z czterech składników: hydrolatu różanego, wody różanej, octu różanego i glicerytu różanego. Wszystkie składniki przygotowuję sama. To nie jest trudne, ale wymaga trochę czasu. Jeżeli ktoś nie ma czasu czy cierpliwości, można przygotować tonik ze składników gotowych lub tylko niektóre przygotować samodzielnie.

Taki tonik  odżywia, oczyszcza, zmiękcza i wygładza skórę, przywraca  jej prawidłowy poziom pH,   tonizuje i  łagodzi  podrażnienia, rozjaśnia przebarwienia, wyrównuje koloryt skóry, wzmacnia naczyńka, regeneruje naskórek i  spowalnia procesy starzenia skóry.  

Podstawowym składnikiem mojego toniku różanego jest hydrolat różany, uzyskany w drodze destylacji parą, której poddane zostały patki róż pachnących w moim alembiku. Hydrolat różany nie przenosi w pełni zapachu róż. Żeby wzmocnić ten zapach, poddałam maceracji płatki róż właśnie w hydrolacie różanym. A dokładniej umieściłam płatki róż pachnących w słoju, zalałam je hydrolatem różanym i pozostawiłam na trzy dni. Po upływie tego czasu zlałam hydrolat, zużyte płatki wyrzuciłam, a słój napełniłam świeżymi płatkami i znowu pozostawiłam na trzy dni. Taką czynność powtórzyłam jeszcze raz. Należy przy tym pamiętać, aby chociaż raz dziennie potrząsnąć słojem lub wymieszać zawartość.  Dzięki takiemu zabiegowi uzyskałam pachnący hydrolat o mocnym różowym zabarwieniu.

Jeżeli nie posiada się hydrolatu różanego, można przygotować wodę różaną w podobny sposób. Zamiast hydrolatu należy zalać  pachnące płatki róż wodą destylowaną, z małą ilością spirytusu 95 %.  Spirytus ma   zapobiec  ewentualnej fermentacji. Czynność wymiany płatków róż można powtórzyć kilkakrotnie, aż uzyska się pożądaną intensywność zapachu. Cały proces maceracji wodnej płatków róż powinno przeprowadzać się w chłodnym miejscu (nie w lodówce), np. w piwnicy lub chłodnej łazience. Po tym czasie zlać płyn i przefiltrować, przelać do butelki, najlepiej z ciemnego szkła i przechowywać w chłodnym miejscu, np. w lodówce lub w piwnicy.

 Kolejnym składnikiem jest ocet różany. Można pozyskać go  w różny sposób.

Ja przygotowałam ocet w sposób tradycyjny, choć długotrwały. Duży słój napełniłam do 2/3 wysokości płatkami róż i zalałam wodą przegotowaną z cukrem, ostudzoną. Ponieważ nie miałam matki octowej różanej, dodałam ¼ szklanki octu jabłkowego własnej roboty. Słój zabezpieczyłam gazą, aby nie dostały się muszki i postawiłam na parapecie od południowo-zachodniej strony. Codziennie mieszałam płatki w słoju. Płatki róż   przez ten czas utrzymywały się w górnej części płynu, a płyn   miał zapach wina. To trwało około 3 tygodni. Po tym czasie płatki róż opadły i to był znak, że zakończyła się fermentacja  alkoholowa, a rozpoczęła fermentacja octowa.   W tym momencie usunęłam płatki róż, a czysty płyn pozostawiłam na następne  3 tygodnie do fermentacji octowej.  Po tym czasie przefiltrowałam ocet i przelałam do butelek, ale nie zamykałam ich korkiem, tylko zabezpieczyłam gazą, ponieważ nie zakończyła się jeszcze całkiem fermentacja i odstawiłam w chłodne miejsce, czyli do piwnicy.

 Jeżeli nie chce się tak długo czekać na własny ocet różany, można uzyskać go w krótszym czasie. Słój umyty i wyparzony należy napełnić płatkami róż pachnących i zalać octem, najlepiej  jabłkowym lub winnym. Codziennie należy potrząsać słojem. Po trzech dniach wymienić płatki na nowe, a po kolejnych 3 dniach powtórzyć czynność, aż do uzyskania pożądanej intensywności zapachu.

Ostatni składnik mojego toniku różanego, to gliceryt różany. Potrzebna jest gliceryna roślinna, woda destylowana i spirytus.  Słój umyć i wyparzyć, włożyć płatki róż pachnących i zalać podgrzanym do 40 stopni spirytusem, tak, aby tylko przykryć płatki, szybko wymieszać i pozostawić na około 15 minut. W tym czasie glicerynę rośliną podgrzać wraz z wodą destylowaną również do 40 stopni. Po upływie15 minut zalać płatki mieszanką wody i gliceryny i wymieszać. Słój zamknąć pokrywką i pozostawić na 30 dni w ciepłym, ciemnym miejscu, codziennie wstrząsając słojem lub mieszając zawartość. Po tym czasie przecedzić i przefiltrować płyn (trochę to trwa). Następnie  przelać do naczynia (słoja, butelki, może być  z ciemnego szkła) i przechowywać w chłodnym miejscu.

Ja przygotowuję składniki  glicerytu w proporcji 1/5/1, tzn. jedna część spirytusu, 5 części gliceryny roślinnej i jedna część wody destylowanej (lub przegotowanej).  Ale można sobie nieco zmienić te proporcje.

Mój tonik różany składa się z:

2/5 części hydrolatu różanego,

1/5 części wody różanej,

1/5 części octu różanego,

1/5 części glicerytu różanego.

Jeżeli nie posiada się hydrolatu różanego, wystarczy połączyć pozostałe składniki, czyli wodę różaną, ocet różany, gliceryt różany w równych częściach.

Trzeba włożyć  trochę pracy w przygotowanie takiego toniku różanego, ale skóra Wam za to podziękuje. Będzie świeża i promienna.

Continue Reading

Ogród | Zdrowie

Miechunka pomidorowa – mały wielki owoc – właściwości, zastosowanie

owoc miechunki pomidorowej

Nasiona dostałam od synowej, wysiałam, potem wysadziłam na podwyższoną grządkę, szczerze mówiąc, nie bardzo wiedziałam, czego mam się spodziewać. Pracy w ogrodzie było dużo, więc specjalnie nie skupiałam się na tej roślinie. A ona tymczasem rosła, rosła i rosła. Niestety posadziłam ja zbyt gęsto i jej długie gałązki bardzo się splątały. Najpierw pojawiły się na niej małe biało-żółte drobne kwiatki, nic specjalnego. Zdziwiłam się dopiero trochę, kiedy zaczęły się pojawiać w dużej ilości na niej pergaminowe torebeczki z małym owocem w środku.

Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że już się kiedyś spotkałam, nawet we własnym ogrodzie z tą roślina. Dostałam jakieś dwa lata temu sadzonkę od sąsiadki Ewy, ale pod nazwą rodzynek brazylijski. No, nazwa nie była, jak się potem okazało, właściwa. Bowiem miechunka pomidorowa jest krewną miechunki peruwiańskiej, zwanej właśnie rodzynkiem brazylijskim.

Ilość owoców naprawdę mnie zaskoczyła . Zaczęłam systematycznie zbierać te owocki, które opadły na ziemię. Ponieważ wyglądały mi na nie do końca dojrzałe, takie jasno żółto-zielone, ułożyłam je, tak jak moje zioła do suszenia, na obrusie, na podłodze w pokoiku na górze. I tak, co kilka dni przynosiłam następne owoce.

W smaku owoce miechunki pomidorowej takie trochę dziwne, nie przypominają smaku pomidorów, chociaż w przekroju są podobne. Z czasem, kiedy nabierały koloru, nabierały też innego smaku, zrobiły się bardziej słodkie. Miechunka pomidorowa należy do rodziny psiankowatych, do której należą między innymi bakłażany i pomidory. Pochodzi z Meksyku, gdzie znana jest właśnie pod nazwą zielony pomidor.

Miechunka pomidorowa zawiera dużo witaminy C, witaminy z grupy B (niacynę), fosfor, wapń, żelazo, sole i minerały (potas, miedź), jest bogata w przeciwuteniacze. Dostarcza organizmowi duże ilości błonnika, wspomaga on funkcjonowanie układu trawiennego i lepsze wchłanianie tłuszczów.   Wspomaga proces odchudzania. Pomaga też w obniżeniu poziomu cukru we krwi.

Miechunka posiada właściwości przeciwbakteryjne i przeciwnowotworowe. Wspomaga system odpornosciowy organizmu. Wpływa też na poprawę stanu skóry, poprzez zwiększenie wydzielania kolagenu w organiźmie. Wspomaga pracę oczu, między innymi z uwagi na zawartość beta karotenu.

Miechunka pomidorowa nadaje się do konsumpcji na surowo, można ją dodawać do sałatek, do deserów lub do sosów. Podobno dobrze jest zrobić z niej nalewkę, pomaga w dolegliwościach stawowych, wspomaga usuwanie z nich kwasu moczowego.

A po zjedzeniu owocu, z pergaminowych otoczek (lampioników), a także z ziela miechunki, można zrobić napar i wykorzystać go do płukania włosów. Taki napar wzmacnia włosy, nadaje im połysk, leczy łupież. Można użyć go również do przemywania skóry z różnymi problemami; typy wypryski, tradzik, ropnie.

Miechunka pomidorowa na pewno będzie stałym elementem mojego ogrodu i teraz już wiem, jak powinnam o nią zadbać. Przede wszystkim posadzic ją w większych odstępach i dać jej duże podpory, tak jak dla normalnych pomidorów. Ponieważ nie jest ona odporna na mróz, a noce są już mocno chłodne, wyciągnęłam z ziemi krzewy z korzeniami i podwiesiłam do góry korzeniami w szklarni. Mam nadzieję, że jeszcze trochę owoców uda mi się zebrać :-).

Continue Reading

Ogród

Dalie, georginie – jesienno- letnie kwiaty

Kiedy byłam mała w każdym ogrodzie w sąsiedztwie musiały być „gieorginie”. Tak u nas mówiło się na te piękne kwiaty. Potem zaczęły znikać z ogrodów. Czy to przez to, że przestały być modne, czy może dlatego, że wymagają więcej pracy niż inne rośliny w ogrodzie, było ich coraz mniej.

Dalie nie są mrozoodporne, dlatego na jesieni, po przekwitnięciu, trzeba je wykopać, osuszyć, oczyścić z ziemi, zapakować w kartony z trocinami, lub jak niektórzy to robią, z gazetami, i przechować w chłodnym ciemnym miejscu do wiosny. A wiosną przygotować miejsce i wysadzić. No i jeszcze chronić przed ślimakami, bo takie młode listki wychodzące z ziemi, to ich wyjątkowy przysmak.

Potem trzeba jeszcze je opalikować, bo potrafią wyrosnąć bardzo wysoko, niektóre nasze dalie osiągają wysokość dobrze ponad 2 metry. Jest przy daliach trochę zachodu i pracy. Ale za to kwitną pięknie i długo cieszą oko swymi niezwykłymi kolorami od białego, prawie do czarnego, jak np. arabska noc. Czasami tylko wczesne jesienne przymrozki potrafią je w jedną noc zniszczyć.

Dalie nadają się na kwiat cięty, potrafią nawet do dwóch tygodni ozdabiać wnętrza domu. Nasze dalie uprawia mój mąż. On wykonuje wszystkie czynności, o których pisałam. Ja tylko ścinam je do wazonu i podziwiam.

Do najbardziej popularnych odmian należy: dalia peoniowa, o pełnych kwiatach, dalia pomponowa o kulistych koszyczkach kwiatowych, dalia kaktusowa posiadająca wąskie kwiaty języczkowe o zwykle zaostrzonych płatkach oraz dalia dekoracyjna, której koszyczki osiągają duże rozmiary.

Ten rok nie był dla naszych dalii dobry, zbyt długo wiosną było zimno, zbyt dużo deszczu i wiatru. A dalie to słoneczne kwiaty. Były lata, kiedy nie było w naszym ogrodzie dalii, ale wróciły i nie wyobrażam sobie teraz naszego ogrodu bez tych pięknych kwiatów.

A na koniec dalia z ogrodu naszej sąsiadki. Za rok, będzie też mieszkać w naszym ogrodzie. To już umówione, oczywiście w ramach barteru międzysąsiedzkiego .

Odwiedziliśmy kiedyś jesienią Dalien Garten w Fuldzie w Niemczech. Coś pięknego. Tam widać, jak dużo jest odmian tych kwiatów. Podobno na świecie jest ich około 3600. https://www.von-reisen-und-gaerten.de/fulda-dahlien-garten-fotowalk/

Continue Reading

Kuchnia | Ogród | Zdrowie

Dereń jadalny – właściwości, zastosowanie, uprawa.

 Dereń jadalny warto mieć w ogrodzie dla jego smacznych i bardzo zdrowych owoców, a także dla ozdoby. Bo zarówno, gdy kwitnie bardzo wczesną wiosną, kiedy jeszcze w ogrodzie nie ma innych oznak życia, on już raduje oko żółtą chmurą kwiatów, jak też później, jesienią, kiedy dojrzewają owoce, jest bardzo dekoracyjny.  Owoc jest cierpki, o smaku wiśniowo-żurawinowym i zawiera pestkę.    

owoce derenia jadalnego

Owoce derenia jadalnego są  bardzo bogate w pierwiastki mineralne i witaminy (wit. C, A, P).    Witamina C wspomaga układ odpornościowy i usuwa zmęczenie.  Witamina P zawarta w owocach derenia wzmacnia układ krwionośny i ma działanie przeciwalergiczne, a  witamina A wpływa korzystnie  na skórę, włosy, paznokcie oraz na wzrok.

Owoce derenia zawierają też duże ilości żelaza, dzięki temu są pomocne w walce z anemią. Ponadto zawierają potas, fosfor, wapń, cynk, magnez, mangan, miedź, a także betakaroten, flawonoidy, kwasy organiczne, pektyny, garbniki i cukry.  

Spożywanie owoców derenia wspomaga przemianę materii, znajduje zastosowanie przy dolegliwościach żołądkowych, polecany jest też osobom zmagającym się z nadwagą i otyłością. Dereń jadalny ma także działanie antyseptyczne i grzybobójcze.

Owoce derenia jadalnego  mają działanie  przeciwzapalne i moczopędnie,   zwiększają wydalanie wody i sodu z moczem,  poleca się  stosowanie  owoców  w leczeniu chorób nerek i dróg moczowych. Dereń stosowany może być do łagodzenia objawów migreny i podagry.

 Zbiór owoców odbywa się w sposób podobny do zbioru oliwek, tzn, nie zrywa się owoców z gałązek, ale dopiero kiedy same spadną  na ziemie. W związku z tym, kiedy owoce derenia zaczynają dojrzewać, układa się siatki lub agrowłókninę na ziemi, i zbiera się owoce z ziemi. Ja przed zbiorem lekko potrząsam gałązkami, żeby te dojrzałe owoce spadły.  

Uprawa derenia jadalnego jest dość prosta, krzewy nie mają jakiś specjalnych wymagań, nie wymarzają, ani im specjalnie susza nie przeszkadza. Na wiosnę podsypuje się pod krzewy trochę kompostu. Inaczej jest z zawiązkami owoców. Te nie są odporne na mróz i trzeba je chronić. W tym celu uszyłam kilka lat temu z agrowłókniny namiot o długości 10 m, który zakładamy na krzewy w kwietniu i na początku maja, kiedy przychodzą przymrozki. Z tego też powodu, po zbiorze owoców,  co dwa lata przycinamy krzewy do rozmiaru mieszczącego się w tym namiocie. Ten sposób sprawdza się u nas, i dzięki temu mamy jesienią owoce.

ochrona przed wiosennymi przymrozkami

Innym rodzajem zagrożenia dla owoców derenia jadalnego, są szpaki. Kiedy krzewy były dużo mniejsze, mąż zakładał specjalne siatki. Teraz jest to  ze względów technicznych trudne. Zatem zawiesza na linkach, nad krzewami  płyty CD, które obracając się na wietrze, błyszczą i odstraszają niepożądanych gości.

ochrona przed szpakami

Odkąd poznaliśmy smak derenia jadalnego, co roku przygotowujemy leczniczą nalewkę „dereniówkę”.  Dereniówka polecana jest przy przeziębieniach, wspomaga system immunologiczny,   co w konsekwencji zwiększa   odporność organizmu. Przygotowuję też soki w sokowniku dla naszych wnuków. Wczesniej robiłam z owoców derenia kompoty na zimę.

owoce już w sokowniku

Niedojrzałe owoce derenia (zielone lub lekko pomarańczowe) można kisić , podobnie jak oliwki. Dawnej, kiedy oliwki nie były tak dostępne, jak teraz, właśnie w ten sposób przygotowywano, taki erzatz oliwek.

Owoce derenia można też suszyć i dodawać do zimowych herbatek. Z liści i kory derenia można przygotowywać kąpiel  pomocną przy bólach reumatycznych.

 Sadźcie derenie, zamiast iglaków, świerków, tui, cyprysów – to się opłaca. Tyle zdrowia w małym owocu.

Continue Reading

Kuchnia | Zdrowie

Ocet jabłkowy – właściwości, zastosowanie i jak zrobić.

Ocet jabłkowy ma działanie przeciwbakteryjne, antyseptyczne, obniża poziom glukozy we krwi, wpływa korzystnie na układ krążenia. „Napój mocy”, „Power drink” – tak niektórzy nazywają napój przygotowany ze szklanki ciepłej przegotowanej wody, 1 łyżki miodu i 1-2 łyżek octu jabłkowego, najlepiej własnoręcznie przygotowanego, ekologicznego. Taki napój wypijany rano, na pół godziny przed śniadaniem, wspomaga pracę organizmu przez cały dzień. Pity systematycznie poprawia funkcjonowanie wielu organów, wzmacnia odporność organizmu. Ocet można również stosować zewnętrzne do obmywań, płukanek, do płukania gardła i jamy ustnej, do płukania włosów. Kwas octowy zawarty w occie jabłkowym niszczy bakterie, grzyby i wirusy.

W tym roku ładnie obrodziła papierówka, zatem wykorzystałam owoce do przygotowania octu jabłkowego. Obecnie jest w fazie końcowej fermentacji alkoholowej, owoce prawie opadły i zaczyna lekko pachnieć octem.

ocet jabłkowy w fazie produkcyjnej

To jest mój drugi ocet w tym roku. Wcześniej zrobiłam ocet z mieszanki płatków róż pachnących. Wyszedł wspaniale, złocisto-różowy w kolorze, klarowny, pachnący różą. Doskonały do przygotowania preparatów do pielęgnacji skóry, np. toniku. Można oczywiście również używać go do celów konsumpcyjnych, do sałatek, do napojów, do zakwaszania zup.

gotowy ocet z płatków róż pachnących

Jak zrobić ocet jabłkowy ? dosyć prosto 🙂

Pierwsza rzecz, bardzi ważna, to wybór jabłek. Najlepiej pozyskać jabłka prosto z ogrodu; swojego, sąsiadów czy znajomych. Można też poszukać jabłoni dziko rosnących, gdzieś na polach, miedzach, czy przy polnych drogach. Chodzi o to, żeby nie były pryskane. Jeżeli zrywane są w czystych miejscach, zdala od zanieczyszczeń, lepiej nie myć jabłek i nie obierać ze skórek. Bakterie i drożdże niezbędne do tego, aby rozpoczął się proces fermentacji znajdują się również na skórkach owoców. Jabłka należy rozdrobnić, ja kroję na ósemki, ale to też zależy od wielkości owoców. Trzeba usunąć ogonki, ja usunęłam też gniazda nasienne, co nie jest bardzo konieczne. Koniecznym jest też usunięcie wszystkich uszkodzonych części owoców i robaków 🙂 .

Następnie należy przygotować słój, wielkość naczynia zależy od tego, jaką ilość octu chcemy uzyskać. Wodę zagotować, dodać cukier, wymieszać do rozpuszczenia i ostudzić. Ja na 1 litr wody dodałam 3 łyżki cukru. Ilość cukru zależy od kwaśności użytych jabłek, a także od tego, jaki ocet chcemy uzyskać, mniej kwaśny, czy bardziej kwaśny..

Do umytego, wyparzonego słoja należy włożyć rozdrobnione jabłka, do wysokości ok. 2/3 i uzupełnić przegotowaną osłodzoną i ostudzoną wodą. Wymieszać drewnianą łyżką, wlot przykryć ściereczką lnianą lub gazą złożoną na czworo i zabezpieczyć gumką recepturką. Ustawić w ciepłym, ciemnym miejscu. Codziennie należy mieszać, aż do momentu, kiedy owoce opadną. Na początku owoce będą wypływały, toteż aby wykluczyć możliwość pojawienia się pleśni, a ta zniweczyłaby całe działanie, należy codziennie mieszać zawartość słoja. Po kilku dniach zaczyna się fermentacja alkoholowa i płyn ma zapach wina. Ten etap trwa około 3 tygodni. U mnie właśnie się kończy, owoce nie podchodzą już do góry.

Następna czynność to przecedzenie płynu przez sito. Owoce nie są już dalej potrzebne. Słój, po umyciu, należy napełnić zlanym płynem jabłkowym, wlot ponownie przykryć ściereczką lnianą lub gazą złożoną na czworo i zabezpieczyć gumką recepturką. Pozostawić na około 4 tygodnie. W tym czasie nastąpi fementacja octowa. Na wierzchu płynu może wytworzyć się kożuch fermentacyjny, należy wtedy zamieszać cały płyn.

Po upływie 4 tygodni należy zdjąć wierzchnią warstwę, tzw. matkę octową, którą można wykorzystać do przygotowania następnych octów. Pozostały płyn należy przecedzić i rozlać do ciemnych butelek. Przechowywać w chłodnym miejscu, ja odstawiam do piwnicy. Przez około 3 tygodnie nie zamykam korkiem butelek, ponieważ proces fermentacji może jeszcze nie być zakończony. Potem zamykam, ale też tak na 70 %.

Więcej na temat właściwiości i zastosowaniu octu jabłkowego można poczytać tutaj https://rozanski.li/114/acetum-czyli-ocet-stary-lek/

Continue Reading

Nie marnuję

Less waste – nie marnuję i dlaczego od ponad roku nie kupuję nowych ubrań.

Ponad rok temu przeczytałam artykuł Ani Pięty – projektantki i organizatorki targów mody , „Od 16 miesięcy nie kupuję nowych ubrań. Jak to zmieniło moje życie?”

No właśnie, a jak zmieniło to moje życie? Może nie od razu zmieniło się moje życie, ale utwierdziło mnie w przekonaniu, że to co małymi krokami wprowadzałam, ma sens. Ja też przestałam ponad rok temu kupować nowe ubrania. Przez wiele lat kupowałam ich za dużo, czasami zakupy nie były do końca przemyślane, co kończyło się tym, że jakaś rzecz zupełnie nie używana przeleżała w szafie parę lat i w końcu lądowała w pojemnikach na używane ubrania lub oddawałam komuś bardziej potrzebującemu. Po ostatniej mocnej selekcji, jakieś dwa lata temu, praktycznie nie wyrzucam i nie oddaję ubrań, ale nadaje im drugie życie. Mam maszynę do szycia i umiem się nią posługiwać. Wymyślam więc, jak mogę przerobić, poszerzyć, rzadziej zwęzić 🙂 czy dostosować do nowych trendów mody moje ubrania. Czasami napracuję się, ale mam dużą satysfakcję, no i co tu dużo mówić, oszczędzam pieniądze. Ostatnio odzyskałam sportową kurtkę, w której już parę lat temu przestałam się mieścić, poprzez wszycie dwóch kawałków materiału, pozyskanych z nogawek starych sportowych spodni, również nieużywanych z tego samego powodu 🙂 .

Poniżej zamieszczam artykuł Ani Pięty, naprawdę warto poświęcić chwilę czasu na jego przeczytanie – to bardzo ważny głos w dyskusji o ochronie naszej planety. Powiesz, a co tam , to tylko jedna nowa bluzka. Nie, to oszczędność wody i energii, to mniej śmieci i ścieków. Zostań przyjacielem naszej planety.

” Od ponad roku nie kupiłam ani jednej nowej rzeczy. Czekam aż wielkie marki zaczną produkować w zrównoważony sposób, czyli taki który szanuje nasze środowisko i ludzi. Nie jestem buntowniczką, po prostu mam dość ślepej konsumpcji i kłamstw branży modowej. Poza tym, że nadal oddycham, jeżdżę na rowerze, mam normalny apetyt i zdrowe serce, to mam też więcej czasu, dokładnie wiem co jest w mojej szafie, korzystam z tego, co już mam, a codzienne wybory pt. „co na siebie włożyć” stały się trzyminutową czynnością. Mam więcej pieniędzy i czasu na przyjemności, a duże sieciowe sklepy mijam bez żalu, jakby codziennie była niehandlowa niedziela. W zasadzie to już ich nawet nie zauważam.   Ten świadomy wybór, moja prywatna decyzja stały się przyczynkiem do nazywania mnie buntowniczką i aktywistką modową. A ja pomyślałam: niezwykłe, jak daleko zaszlismy w slepej konsumpcji, że jej ograniczanie jest dziś buntem? Postanowiłam jednak zrobić z tego walor i skorzystać z siły przekazu, jaką daje mi nowy przydomek, by opowiadać w jak marnotrawnym i okrutnym systemie powstaje większość naszych ubrań.  

Oto garść faktów, dzięki którym zastanowicie się czy naprawdę potrzebujecie nowych ubrań:  Co 4- 5 sezonów wciska się nam to, co już mamy tylko w innym odcieniu czy z dodatkową kokardką.  Norma w fabryce „fast fashion” to 80 sztuk do uszycia w godzinę, siedzenie w pieluchach przy maszynie, praca po 14 godzin dziennie, a wynagrodzenie to czasem 26 dolarów miesięcznie w Etiopii i około 120- 150 dolarów za miesiąc w Azji. Na pytanie czemu tak mało, wielkie koncerny odpowiadają, że nigdy nie obiecywały płacy minimalnej.  Globalnie wyrzucamy nawet 60% odzieży. Ubrania lądują w śmietniku, są palone, a w najlepszym wypadku lądują w Afryce, gdzie są donaszane w drugim obiegu. Te kraje również zaczynają się buntować, ponieważ nie są w stanie przerobić masy ciuchów, jaką nasz uprzywilejowany świat im podrzuca.  Z blisko 100 mln ubrań produkowanych co roku tylko 1% podlega recyklingowi. Produkcja ciuchów odpowiada za 20% zanieczyszczeń wszystkich wód na świecie (co sezon widać to po rzekach, które przyjmują w kolor najmodniejszego koloru sezonu) i wytwarza więcej CO2 do atmosfery niż wszystkie linie lotnicze razem wzięte.  Jeśli liczba ludzi na ziemi będzie przyrastać w dotychczasowym tempie, to za 11 lat będziemy mieli ok. 18 kg tekstylnych śmieci na jednego mieszkańca/ mieszkankę naszej planety. 

Wyprodukowanie jednego bawełnianego t- shirtu zużywa 2700 litrów pitnej wody, to równowartość tego, ile jedna osoba potrzebuje na prawie 2,5 roku. Analogicznie na powstanie pary jeansów potrzeba aż 10 000 litrów wody. Ubrania wcale nie dają nam szczęścia. Udowodniono, że “pozakupowy high” utrzymuje się maksymalnie przez jeden dzień u około 55% konsumentów i konsumentek. Opłaca się?  

Dlaczego to wszystko piszę? Bo jestem idealnym przykładem, że można nawet pracując w branży modowej, porzucić jej kłamstwa. Można działać inaczej, przemyśleć, poczytać trochę, poobserwować i zobaczyć, że nic tu nie działa tak jak powinno. A skoro giganci reagują za wolno albo robią nam greenwashing pozornymi akcjami, powiedzmy im, że w takim razie nie będziemy kupować w ogóle, może to będzie dla nich konkretna wskazówka.  

Polska, która dziś nie jest zalana taką ilością tanich tekstyliów jak np. USA czy Wielka Brytania, jako część elitarnego klubu najbogatszych krajów świata (stowarzyszonych w UE czy OECD) powinna w końcu przestać myśleć, że jest na tzw. „dorobku” i że nas to nie dotyczy. Jesteśmy bogatsi od ok. 90% ludności tego świata i to dobry czas, by mądrze wyhamować. Dlatego zanim kolejna kampania reklamowa przykuje wasz wzrok, proponuję pomyśleć:  Czy gdzieś już to widziałaś/ widziałeś?  Czy nie masz czegoś podobnego w swojej szafie?  Czy – jeśli to wyjście na raz – nie da się tego od kogoś pożyczyć?  Czy nie masz czegoś, co można by wymienić? (Z drugiego obiegu mam nawet buty czy rękawice bokserskie i zanim ktoś powie, że to mało higieniczne, podpowiadam, nawet nie chcecie wiedzieć jakie chemikalia siedzą dziś w waszych nowych ubraniach!)  

Dołączcie do mnie i kilku tysięcy modowych buntowników i nie kupujcie nowych ubrań. Im nas więcej, tym więcej zaoszczędzonej wody pitnej, CO2 i pestycydów. Im nas więcej, tym bardziej czują się zobligowane do działania. Im dłużej i rozsądniej używasz tych ubrań, które już masz (lub z drugiego obiegu), tym większym przyjacielem / przyjaciółką planety jesteś. Biorąc udział w wyzwaniu sprzeciwiasz się przerabianiu drzew i rzek na więcej bluzeczek, które znudzą Ci się szybciej niż przyroda. Zajrzyjcie tutaj i sprawdźcie akcję Slow Fashion Season.

Ja już dołączyłam i zachęcam – dołączcie. To nic nie kosztuje, a pomoże ratować planetę Ziemię.

Continue Reading

Ogród

Hortensje i inne kwiaty, czyli sierpień w moim ogródku.

Każdy miesiąc ma jakiś wiodący kwiat w ogrodzie. W sierpniu to mieczyki i hortensje. Mieczyki w tym roku, niestety, nie ma się czym pochwalić, za to hortensje piękne. W tym roku sezon ogródkowy jest bardzo trudny, suchy kwiecień, zimny i mokry maj i czerwiec, lipiec też nie był najlepszy. Dla części kwiatów, a szczególnie dla części warzyw, to porażka. Ale innym roślinom deszcz bardzo służy. Taką rośliną jest między innymi hortensja.

Ubiegłoroczne lato, suche, gdzie reglamentowaliśmy niemalże wodę, nie było dobre dla hortensji, kiście kwiatowe były małe i od razu jakby przysuszone. Wiele lat temu hortensja kojarzyła mi się wyłącznie ze świętami wielkanocnymi. W górach, na ciężkiej ziemi hortensje nie bardzo chciały rosnąć, toteż nie widywało się ich za wiele w ogródkach. Co innego na lekkich piaskowych glebach, tam i owszem. Wtedy znałam tylko hortensje ogrodowe. Takie hortensje ogrodowe zaczęły pojawiać się coraz częściej u ogrodników, w donicach. Co roku na wiosnę kupowałam kilka donic z kwitnącymi hortensjami, a na jesieni wsadzałam je do gruntu. Efekt był taki, że w pewnym momencie miałam już kilkanaście krzewów w gruncie, a tymczasem zdarzało się, że zakwitł jeden, a przy większym szczęściu dwa krzewy. Mój mąż mówił, że ja uprawiam szczególny rodzaj hortensji, hortensje liściaste :-). W końcu dałam za wygrana i pozbyłam się tych niekwitnących krzewów.

Budleja Davida i hortensje.

Dwadzieścia lat temu, na wyspie Bornholm pierwszy raz zobaczyłam ogromne krzewy hortensji bukietowych, wielkości naszych bzów lilaków. Jakiś czas później zakupiłam taki krzew do mojego ogrodu. I na dobre zakochałam się w tych kwiatach. Żeby dobrze kwitły, trzeba o nie trochę zadbać, zasilać nawozem, zapewnić kwaśne podłoże, podlewać systematycznie i odpowiednio przycinać.

Oprócz wyżej opisanych hortensji, w ogrodzie mam różne kwiaty, jednoroczne i wieloletnie, kolorowe. Ogród, w którym są kwiaty cały czas się zmienia, jedne przekwitają, inne rozpoczynają kwitnienie, zmienia się kolorystyka ogrodu, zmieniają się zapachy. I to lubię w moim ogrodzie. Lubię witać nowe kwiaty i obserwować jak się zmieniają. Kwiaty wabią też owady, a co za tym idzie, mój ogród jest też muzyką.

Continue Reading

Zioła

Nawłoć pospolita – mimoza polska – właściwości i zastosowanie .

W sierpniu na okolicznych łąkach, nieużytkach, poboczach dróg zaczynają królować żółte nawłocie pospolite. Wrotycz już przekwita, brązowieje, a nawłoć obejmuje duże obszary w swoje panowanie. Teraz, kiedy jeszcze nie wszystkie kwiatostany rozkwitły w pełni, można zbierać ziele. Ja zbieram na susz górną część kwiatostanów, w fazie, kiedy jeszcze są lekko zielonawe, w pączkach. Te bardziej rozwinięte zbieram na bukiety.

Ziele nawłoci pospolitej wykazuje działanie ściągające, przeciwzapalne, przeciwbakteryjne, odtruwające i moczopędne –  zwiększa nawet kilkakrotnie ilość wydzielanego moczu. Działa uspokajająco i obniża ciśnienie krwi. Ziele nawłoci pospolitej ma bardzo szerokie zastosowanie w leczeniu niektórych schorzeń. W szczególności należy wymienić schorzenia dróg moczowych, nerek, przy kolce nerkowej. Pomaga też przy nieżycie oskrzeli, kaszlu, astmie. Posiada też silne właściwości przeciwgrzybicze. Wspomaga również leczenie zaburzeń trawienia (gazów, wzdęć, niestrawności czy problemów żołądkowych oraz jelitowych). 

Ziele nawłoci pospolitej, oprócz stosowania wewnętrznego w postaci, naparów, syropów i nalewek, można stosować zewnętrznie do okładów, przemywań, płukanek. Na przykład naparem z ziela nawłoci można przemywać skórę łojotokową, skórę z trądzikiem, płukać włosy przy zapaleniu mieszków włosowych. Taki napar oczyszcza, zmniejsza pory, rozjaśnia cerę. Ma właściwości osuszające, przeciwzapalne, ściągające i antyseptyczne. Nadaje się również do płukania jamy ustnej oraz gardła. Odwarem z nawłoci można przemywać rany czy podrażnione miejsca na skórze. Przyspiesza to gojenie przez zmniejszanie krwawienia i ściągnięcie rany. 

Ziele nawłoci, podobnie jak inne zioła, należy zbierać w miejscach oddalonych od zanieczyszczeń, w dzień słoneczny, po opadnięciu porannej rosy. Suszyć w miejscach przewiewnych i zacienionych. Przechowywać najlepiej w zamkniętych słojach. Ziele nawłoci stosuję przede wszystkim jako dodatek do mieszanek ziołowych oraz do płukania włosów. W tym roku przygotuję jeszcze syrop na kaszel i nalewkę. Nawłoć jest rośliną miododajną, czasami na jednej kiści kwiatowej pasie się kilka pszczół i trzeba przy ścinaniu ziela zachować ostrożność, bo niechętnie ustępują.

Ziele nawłoci uznaje się za bezpieczne, ale osoby z niewydolnością serca i nerek oraz dzieci poniżej 12 lat nie powinny go używać wewnętrznie.

Kto chciałby jeszcze skorzystać z dobrodziejstwa tej rośliny powinien się pospieszyć, póki jeszcze kwitnie. To dobre i ładne ziółko.

Continue Reading