W ubiegły roku w kwietniu odwiedziła mnie koleżanka. Zachwycałyśmy się nagłym wybuchem wiosny, cały ogród był biały od kwiatów. Zakwitło wszystko na raz; jabłoń, wiśnie, czereśnie, derenie, porzeczki, agrest. Ale w ogrodzie panowała cisza, tylko od czasu do czasu można było usłyszeć jakieś brzęczenie. Dawniej, kiedy przechodziło się między kwitnącymi drzewami, rozbrzmiewała muzyka: brzęczenie pszczół i buczenie trzmieli.
I wtedy moja koleżanka powiedziała, żebym kupiła pszczoły. Jak to kupiła pszczoły – pomyślałam sobie. Przecież nie mam uli, nie mam zamiaru zajmować się pszczelarstwem. Owszem, w ogrodzie wisiały dwa małe hotele dla dzikich pszczół, ale myślałam, że te dzikie pszczoły przylecą zbierać nektar, zapyla kwiaty na drzewach i krzewach i zamieszkają w tych hotelach. Owszem, kilkanaście otworów zostało zamurowanych i to pewnie tych kilka pszczół, po wygryzieniu się kokonów, próbowało zapylić wszystkie kwiaty. No, efekt oczywiście nie był zadowalający. Przemyślałam, poczytałam, poszukałam w Internecie i zamówiłam kokony pszczół. Przyszły pocztą, w kopercie, pod koniec stycznia. Pod koniec marca zostaną przeniesione do hotelu. Na razie śpią. Hotele przygotowane, drzewka pobiałkowane. Czekamy z nadzieją, że spodoba im się w naszym ogrodzie, złożą jajeczka, zapylą kwiaty, zgromadzą pokarm dla larw, które w kolejnym roku powtórzą cały cykl. A my będziemy mieć piękne i smaczne owoce.