Od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie, żeby zrobić samodzielnie krem do twarzy. Pierwsze próby, nawet trochę prymitywne, dały mi jednak nadzieję, że może się udać. I tak znowu krok po kroku. Rozmowy z osobami, które podobnie jak ja, chciały stworzyć swój krem i im się udało. Przeglądanie Internetu. Zaczytywanie się w nieskończoną ilość książek i poradników o ziołach i ich zastosowaniu w różnych aspektach. Aż w moje ręce trafiła książka „Kosmetyki, które zrobisz w domu”, był to prezent pod choinkę od mojej synowej. I zaczęło się. Najpierw euforia – będę miała wreszcie swój krem, ale potem małe rozczarowanie, bo coś nie wychodziło, a miało wyjść. I tak, próba po próbie, testowanie na sobie, rodzinie, koleżankach i sąsiadkach. Przez rok różnych prób i błędów, mogę powiedzieć dzisiaj, że mam swój krem. W 100 % naturalny, ręcznie wykonany z własnoręcznie sporządzanych maceratów z ziół i kwiatów z mojego ogródka i pobliskich łąk, z hydrolatów uzyskiwanych w procesie destylacji olejków eterycznych samodzielnie destylowanych w alembiku, który sprowadziłam sobie z Chin, z żelu aloesowego uzyskiwanego z własnej uprawy doniczkowej aloesu VERA, przywiezionego kilka lat temu, jako maleńkie szczepki z Lanzarote (jedna z archipelagu Wysp Kanaryjskich) słynącej z produkcji kosmetyków zawierających w swoim składzie aloes.
I oto on – mój krem ziołowo-aloesowy