Eko - Kosmetyki

Jak zrobić naturalny konserwant do domowych kosmetyków.

Odkąd zaczęłam robić sama kosmetyki naturalne dla siebie, dla mojej rodziny i znajomych, kupuję jeszcze tylko tusz do rzęs i mydło, ale to kwestia czasu, nie żebym się przestała myć :-), ale po prostu zacznę robić sama mydła. Trzy lata temu zaczęłam od jednego kremu ziołowo-aloesowego odżywiającego i regenerującego skórę twarzy, szyi i dekoltu, a teraz robię kilka różnych kremów (różany, lawendowo-różany – to nawilżające), forsycjowy dla cery wrażliwej, naczynkowej lub z trądzikiem różowatym, owsiany dla cery normalnej i mieszanej, czeremchowy- pod oczy, nawilżający krem ziołowy do ciała, różne maści; przeciwbólowe (bazyliową, żywokostową), na katar (majerankową, tymiankową,) do skóry z atopowym zapaleniem skóry, dla skóry z łuszczycowym zapaleniem skóry, a także szampon i odżywkę do włosów. Dużą część półproduktów (przedmieszek) przygotowuję sama; maceraty olejowe, gliceryty, hydrolaty, olejki, ekstrakty, ale niektóre półprodukty muszę kupić. Do tej pory kupowałam naturalne konserwanty do moich kosmetyków i połproduktów, ale teraz przygotowuję je sama. Przygotowuję konserwant z wykorzystaniem galasów.

Jesienią, kiedy opadły liście, na krzewach dzikiej róży w ogrodzie odkryłam włochato- gąbczaste narośla. Nie bardzo wiedziałam co to jest, ale byłam pewna, że takie narośla – pasożyty, to nic dobrego dla tych krzewów i wszystkie pousuwałam. Na szczęście, nie wyrzuciłam. Za jakiś czas szukając czegoś w Internecie przypadkiem natknęłam się na zdjęcie takiego samego pasożyta na krzewach dzikiej róży. I wyjaśniło się, dlaczego w ubiegłym sezonie moje dzikie róże słabo kwitły, płatki były uszkodzone i owoców było mniej. Okazało sie, że w tej włochato-gąbczastej narośli rezydują (zimują) larwy szypszyńca różanego. Szypszyniec różany to błonkówka, niewielki owad z rodziny galasówkowatych.  Samica szypszyńca składa jaja na gałęzi dzikiej róży. Wyklute z jaj czerwie wydzielają roślinne hormony, które powodują rozrost uszkodzonych tkanek rośliny – w ten sposób buduje się galas.  Na początku jest bardziej włochaty, w jesiennych kolorach, potem brązowieje i twardnieje. Zimą przybiera prawie czarną barwę. Kiedy na zewnątrz wiatr, deszcz czy mróz, w środku galasa śpią sobie małe białe tłuściutkie larwy szypszyńca różanego, żeby, kiedy zrobi się ciepło przepoczwarzyć się i wylecieć na zewnątrz, na żer, na młode pączki róż. Gałęzie, na którym wyrosły galasy, niestety obumierają. Trzeba je powycinać i spalić.

Za to galasy okazały się być dla mnie cennym surowcem do wytworzenia naturalnych konserwantów do moich kosmetyków. Galasy zawierają bowiem między innymi kwas galusowy (Acidum gallicum) i garbniki, które wykorzystywane były dawniej jako środek konserwujący przy produkcji kosmetyków i w ziołolecznictwie. Kwas galusowy hamuje rozwój grzybów i bakterii.

Żeby zrobić konserwant naturalny z galasów musiałam najpierw usunąć zawartość, czyli te tłuściutkie robaczki. Potem pokroiłam drobno galasy i zalałam spirytusem 60 procentowym, po 3 tygodniach zlałam, przecedziłam i mam swój konserwant naturalny, który dodatkowo ma dobroczynne działanie na skórę, oczyszcza ją, spowalnia procesy starzenia, działa jak filtr UV i wybiela przebarwienia.

Takim konserwantem mogę teraz zabezpieczyć moje maceraty olejowe, maści, kremy i żele przed rozwojem bakterii i grzybów.

Innym, może nawet bardziej znanym galasem jest dębianka, którą często jesienią można zaobserwować na liściach dębu.

Continue Reading

Kuchnia | Ogród

Świeże własne pomidory zimą – jak przechować.

Od paru lat uprawiamy razem z mężem pomidory, różne; duże i małe; czerwone, żółte, pomarańczowe, czarne, niebieskie i zielone; malinowe, bawole serca, odmiany Św. Piotr, Favorita, Grand Father, tureckie, koreańskie, żółtą gruszkę, czerwoną gruszkę, malinowy smaczek, malinowy kapturek, malinowe staropolskie, inne, a w tym Tutti Frutti – odmiana koktajlowa. O tej odmianie pisałam już dwukrotnie, ale dzisiaj w trochę innym kontekście. Mianowicie chodzi o możliwość przechowywania z zachowaniem świeżości przez dłuższy czas, np. 4-5 miesięcy, bez mrożenia. Ta odmiana dzięki trochę grubszej skórce długo zachowuje swieżość. Zrywam kiście pomidorów sukcesywnie, jak dojrzewają i umieszczam kilka na pętli z grubego sznurka tworząc pełniejsze kiście. Podwieszam na stalowym pręcie zamocowanym pod sufitem na werandzie. Pod koniec sezonu, przed przymrozkami zrywam również te niedojrzałe i postępuję z nimi podobnie. One też dojrzeją, tylko trochę później. Trzeba na bieżąco przeglądać, bo zdarza się, że jakiś owoc nie przetrzyma próby czasu i zepsuje się.

I tak od wczesnej jesieni, prawie do wiosny, mogę konsumować swoje ekologiczne koktajlowe pomidorki, bez chemii i konserwantów, uprawiane na kompoście i naturalnych nawozach.

Continue Reading

Kuchnia | Zdrowie

Konfitura różano-sosnowa – z owoców dzikiej róży oraz z igieł i pączków sosnowych.

Zrobiłam tę konfiturę jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia, ale tak jakoś zeszło, pisałam w międzyczasie o innych różnych rzeczach. Wczoraj na spacerze zobaczyłam, że dużo owoców dzikiej róży znajduje się wciąż na krzewach i pomyślałam, że właściwie to można jeszcze taką konfiturę przygotować. A smak jest bardzo interesujący. Konfitura z igieł sosny i dzikiej róży wskazana jest między innymi przy leczeniu przeziębień, kaszlu czy zapaleniu oskrzeli, a także wzmacnia doskonale układ odpornościowy.

Muszę dodać, że najpierw zrobiłam konfiturę z samych owoców dzikiej róży, a potem postanowiłam poeksperymentować i połączyć dwa smaki. Wszystko zaczęło się od zrobienia soku z dzikiej róży w sokowniku. Owoce dzikiej róży ( nazywanej też psią różą) oczyściłam z ogonków i szypułek, umieściłam w sokowniku i dodałam szkłankę cukru. Po około godzinie miałam już 8 słoiczków po 200 ml soku.

Następnie rozpulchnione owoce róży zmiksowałam w termomiksie, z dodatkiem wody. Potem kilkakrotnie przecierałam przez sita, zmniejszając oczka sit, aż uzyskałam gładką masę, bez pestek i włosków. Robota żmudna, ale warto było. Dodałam cukier i smażyłam powoli na „wolnym ogniu”, aż do uzyskania właściwej konsysencji.

koniec smażenia

Na koniec dodałam sok z cytryny. Nie podam dokładnej receptury, bo jedni lubią bardzo słodką konfiturę, inni mniej słodką. Poza tym ta słodycz zależy też od samych owoców i zależy od tego, kiedy były zbierane, czy było bardzo słoneczne lato, czy mniej, czy były przemrożone, a także gdzie rosły. Ja po prostu wszystko, co robię w kuchni, próbuję i „dosmaczam” po swojemu. Można dodać do tej konfitury jakieś swoje ulubione smaki, np. cynamon, goździk, imbir, itp.

Drugi etap to konfitura z igieł sosny z mojego ogródka. Igły i pączki sosny świeżo zebrane, zmiksowałam w termomiksie z dodatkiem wody. I dalej postępowałam podobnie jak z różą. Przecedziłam przez sita i smażyłam powoli „na wolnym ogniu”. Sosna ma w sobie taką naturalną goryczkę, którą nieco niweluje sok z cytryny. Może być też sok z pomarańczy czy grejpfruta. Zielone igliwie, młode gałązki i pączki sosny, właśnie o tej porze roku, zimą, są bogate w witaminę C .

zmiksowane igły i pączki sosny

Po uzyskaniu odpowiedniej konsystencji, połączyłam różę z sosną i jeszcze trochę posmażyłam.

Gorącą konfiturę przełożyłam do słoiczków i pod kocyk. A potem upiekłam drożdżowe bułeczki z nadzieniem z konfitury różano-sosnowej. Pycha. Można oczywiście łyżeczką, prosto ze słoika 🙂

Continue Reading