Ogród

Dalie, georginie – jesienno- letnie kwiaty

Kiedy byłam mała w każdym ogrodzie w sąsiedztwie musiały być „gieorginie”. Tak u nas mówiło się na te piękne kwiaty. Potem zaczęły znikać z ogrodów. Czy to przez to, że przestały być modne, czy może dlatego, że wymagają więcej pracy niż inne rośliny w ogrodzie, było ich coraz mniej.

Dalie nie są mrozoodporne, dlatego na jesieni, po przekwitnięciu, trzeba je wykopać, osuszyć, oczyścić z ziemi, zapakować w kartony z trocinami, lub jak niektórzy to robią, z gazetami, i przechować w chłodnym ciemnym miejscu do wiosny. A wiosną przygotować miejsce i wysadzić. No i jeszcze chronić przed ślimakami, bo takie młode listki wychodzące z ziemi, to ich wyjątkowy przysmak.

Potem trzeba jeszcze je opalikować, bo potrafią wyrosnąć bardzo wysoko, niektóre nasze dalie osiągają wysokość dobrze ponad 2 metry. Jest przy daliach trochę zachodu i pracy. Ale za to kwitną pięknie i długo cieszą oko swymi niezwykłymi kolorami od białego, prawie do czarnego, jak np. arabska noc. Czasami tylko wczesne jesienne przymrozki potrafią je w jedną noc zniszczyć.

Dalie nadają się na kwiat cięty, potrafią nawet do dwóch tygodni ozdabiać wnętrza domu. Nasze dalie uprawia mój mąż. On wykonuje wszystkie czynności, o których pisałam. Ja tylko ścinam je do wazonu i podziwiam.

Do najbardziej popularnych odmian należy: dalia peoniowa, o pełnych kwiatach, dalia pomponowa o kulistych koszyczkach kwiatowych, dalia kaktusowa posiadająca wąskie kwiaty języczkowe o zwykle zaostrzonych płatkach oraz dalia dekoracyjna, której koszyczki osiągają duże rozmiary.

Ten rok nie był dla naszych dalii dobry, zbyt długo wiosną było zimno, zbyt dużo deszczu i wiatru. A dalie to słoneczne kwiaty. Były lata, kiedy nie było w naszym ogrodzie dalii, ale wróciły i nie wyobrażam sobie teraz naszego ogrodu bez tych pięknych kwiatów.

A na koniec dalia z ogrodu naszej sąsiadki. Za rok, będzie też mieszkać w naszym ogrodzie. To już umówione, oczywiście w ramach barteru międzysąsiedzkiego .

Odwiedziliśmy kiedyś jesienią Dalien Garten w Fuldzie w Niemczech. Coś pięknego. Tam widać, jak dużo jest odmian tych kwiatów. Podobno na świecie jest ich około 3600. https://www.von-reisen-und-gaerten.de/fulda-dahlien-garten-fotowalk/

Continue Reading

Kuchnia | Ogród | Zdrowie

Dereń jadalny – właściwości, zastosowanie, uprawa.

 Dereń jadalny warto mieć w ogrodzie dla jego smacznych i bardzo zdrowych owoców, a także dla ozdoby. Bo zarówno, gdy kwitnie bardzo wczesną wiosną, kiedy jeszcze w ogrodzie nie ma innych oznak życia, on już raduje oko żółtą chmurą kwiatów, jak też później, jesienią, kiedy dojrzewają owoce, jest bardzo dekoracyjny.  Owoc jest cierpki, o smaku wiśniowo-żurawinowym i zawiera pestkę.    

owoce derenia jadalnego

Owoce derenia jadalnego są  bardzo bogate w pierwiastki mineralne i witaminy (wit. C, A, P).    Witamina C wspomaga układ odpornościowy i usuwa zmęczenie.  Witamina P zawarta w owocach derenia wzmacnia układ krwionośny i ma działanie przeciwalergiczne, a  witamina A wpływa korzystnie  na skórę, włosy, paznokcie oraz na wzrok.

Owoce derenia zawierają też duże ilości żelaza, dzięki temu są pomocne w walce z anemią. Ponadto zawierają potas, fosfor, wapń, cynk, magnez, mangan, miedź, a także betakaroten, flawonoidy, kwasy organiczne, pektyny, garbniki i cukry.  

Spożywanie owoców derenia wspomaga przemianę materii, znajduje zastosowanie przy dolegliwościach żołądkowych, polecany jest też osobom zmagającym się z nadwagą i otyłością. Dereń jadalny ma także działanie antyseptyczne i grzybobójcze.

Owoce derenia jadalnego  mają działanie  przeciwzapalne i moczopędnie,   zwiększają wydalanie wody i sodu z moczem,  poleca się  stosowanie  owoców  w leczeniu chorób nerek i dróg moczowych. Dereń stosowany może być do łagodzenia objawów migreny i podagry.

 Zbiór owoców odbywa się w sposób podobny do zbioru oliwek, tzn, nie zrywa się owoców z gałązek, ale dopiero kiedy same spadną  na ziemie. W związku z tym, kiedy owoce derenia zaczynają dojrzewać, układa się siatki lub agrowłókninę na ziemi, i zbiera się owoce z ziemi. Ja przed zbiorem lekko potrząsam gałązkami, żeby te dojrzałe owoce spadły.  

Uprawa derenia jadalnego jest dość prosta, krzewy nie mają jakiś specjalnych wymagań, nie wymarzają, ani im specjalnie susza nie przeszkadza. Na wiosnę podsypuje się pod krzewy trochę kompostu. Inaczej jest z zawiązkami owoców. Te nie są odporne na mróz i trzeba je chronić. W tym celu uszyłam kilka lat temu z agrowłókniny namiot o długości 10 m, który zakładamy na krzewy w kwietniu i na początku maja, kiedy przychodzą przymrozki. Z tego też powodu, po zbiorze owoców,  co dwa lata przycinamy krzewy do rozmiaru mieszczącego się w tym namiocie. Ten sposób sprawdza się u nas, i dzięki temu mamy jesienią owoce.

ochrona przed wiosennymi przymrozkami

Innym rodzajem zagrożenia dla owoców derenia jadalnego, są szpaki. Kiedy krzewy były dużo mniejsze, mąż zakładał specjalne siatki. Teraz jest to  ze względów technicznych trudne. Zatem zawiesza na linkach, nad krzewami  płyty CD, które obracając się na wietrze, błyszczą i odstraszają niepożądanych gości.

ochrona przed szpakami

Odkąd poznaliśmy smak derenia jadalnego, co roku przygotowujemy leczniczą nalewkę „dereniówkę”.  Dereniówka polecana jest przy przeziębieniach, wspomaga system immunologiczny,   co w konsekwencji zwiększa   odporność organizmu. Przygotowuję też soki w sokowniku dla naszych wnuków. Wczesniej robiłam z owoców derenia kompoty na zimę.

owoce już w sokowniku

Niedojrzałe owoce derenia (zielone lub lekko pomarańczowe) można kisić , podobnie jak oliwki. Dawnej, kiedy oliwki nie były tak dostępne, jak teraz, właśnie w ten sposób przygotowywano, taki erzatz oliwek.

Owoce derenia można też suszyć i dodawać do zimowych herbatek. Z liści i kory derenia można przygotowywać kąpiel  pomocną przy bólach reumatycznych.

 Sadźcie derenie, zamiast iglaków, świerków, tui, cyprysów – to się opłaca. Tyle zdrowia w małym owocu.

Continue Reading

Kuchnia | Zdrowie

Ocet jabłkowy – właściwości, zastosowanie i jak zrobić.

Ocet jabłkowy ma działanie przeciwbakteryjne, antyseptyczne, obniża poziom glukozy we krwi, wpływa korzystnie na układ krążenia. „Napój mocy”, „Power drink” – tak niektórzy nazywają napój przygotowany ze szklanki ciepłej przegotowanej wody, 1 łyżki miodu i 1-2 łyżek octu jabłkowego, najlepiej własnoręcznie przygotowanego, ekologicznego. Taki napój wypijany rano, na pół godziny przed śniadaniem, wspomaga pracę organizmu przez cały dzień. Pity systematycznie poprawia funkcjonowanie wielu organów, wzmacnia odporność organizmu. Ocet można również stosować zewnętrzne do obmywań, płukanek, do płukania gardła i jamy ustnej, do płukania włosów. Kwas octowy zawarty w occie jabłkowym niszczy bakterie, grzyby i wirusy.

W tym roku ładnie obrodziła papierówka, zatem wykorzystałam owoce do przygotowania octu jabłkowego. Obecnie jest w fazie końcowej fermentacji alkoholowej, owoce prawie opadły i zaczyna lekko pachnieć octem.

ocet jabłkowy w fazie produkcyjnej

To jest mój drugi ocet w tym roku. Wcześniej zrobiłam ocet z mieszanki płatków róż pachnących. Wyszedł wspaniale, złocisto-różowy w kolorze, klarowny, pachnący różą. Doskonały do przygotowania preparatów do pielęgnacji skóry, np. toniku. Można oczywiście również używać go do celów konsumpcyjnych, do sałatek, do napojów, do zakwaszania zup.

gotowy ocet z płatków róż pachnących

Jak zrobić ocet jabłkowy ? dosyć prosto 🙂

Pierwsza rzecz, bardzi ważna, to wybór jabłek. Najlepiej pozyskać jabłka prosto z ogrodu; swojego, sąsiadów czy znajomych. Można też poszukać jabłoni dziko rosnących, gdzieś na polach, miedzach, czy przy polnych drogach. Chodzi o to, żeby nie były pryskane. Jeżeli zrywane są w czystych miejscach, zdala od zanieczyszczeń, lepiej nie myć jabłek i nie obierać ze skórek. Bakterie i drożdże niezbędne do tego, aby rozpoczął się proces fermentacji znajdują się również na skórkach owoców. Jabłka należy rozdrobnić, ja kroję na ósemki, ale to też zależy od wielkości owoców. Trzeba usunąć ogonki, ja usunęłam też gniazda nasienne, co nie jest bardzo konieczne. Koniecznym jest też usunięcie wszystkich uszkodzonych części owoców i robaków 🙂 .

Następnie należy przygotować słój, wielkość naczynia zależy od tego, jaką ilość octu chcemy uzyskać. Wodę zagotować, dodać cukier, wymieszać do rozpuszczenia i ostudzić. Ja na 1 litr wody dodałam 3 łyżki cukru. Ilość cukru zależy od kwaśności użytych jabłek, a także od tego, jaki ocet chcemy uzyskać, mniej kwaśny, czy bardziej kwaśny..

Do umytego, wyparzonego słoja należy włożyć rozdrobnione jabłka, do wysokości ok. 2/3 i uzupełnić przegotowaną osłodzoną i ostudzoną wodą. Wymieszać drewnianą łyżką, wlot przykryć ściereczką lnianą lub gazą złożoną na czworo i zabezpieczyć gumką recepturką. Ustawić w ciepłym, ciemnym miejscu. Codziennie należy mieszać, aż do momentu, kiedy owoce opadną. Na początku owoce będą wypływały, toteż aby wykluczyć możliwość pojawienia się pleśni, a ta zniweczyłaby całe działanie, należy codziennie mieszać zawartość słoja. Po kilku dniach zaczyna się fermentacja alkoholowa i płyn ma zapach wina. Ten etap trwa około 3 tygodni. U mnie właśnie się kończy, owoce nie podchodzą już do góry.

Następna czynność to przecedzenie płynu przez sito. Owoce nie są już dalej potrzebne. Słój, po umyciu, należy napełnić zlanym płynem jabłkowym, wlot ponownie przykryć ściereczką lnianą lub gazą złożoną na czworo i zabezpieczyć gumką recepturką. Pozostawić na około 4 tygodnie. W tym czasie nastąpi fementacja octowa. Na wierzchu płynu może wytworzyć się kożuch fermentacyjny, należy wtedy zamieszać cały płyn.

Po upływie 4 tygodni należy zdjąć wierzchnią warstwę, tzw. matkę octową, którą można wykorzystać do przygotowania następnych octów. Pozostały płyn należy przecedzić i rozlać do ciemnych butelek. Przechowywać w chłodnym miejscu, ja odstawiam do piwnicy. Przez około 3 tygodnie nie zamykam korkiem butelek, ponieważ proces fermentacji może jeszcze nie być zakończony. Potem zamykam, ale też tak na 70 %.

Więcej na temat właściwiości i zastosowaniu octu jabłkowego można poczytać tutaj https://rozanski.li/114/acetum-czyli-ocet-stary-lek/

Continue Reading

Nie marnuję

Less waste – nie marnuję i dlaczego od ponad roku nie kupuję nowych ubrań.

Ponad rok temu przeczytałam artykuł Ani Pięty – projektantki i organizatorki targów mody , „Od 16 miesięcy nie kupuję nowych ubrań. Jak to zmieniło moje życie?”

No właśnie, a jak zmieniło to moje życie? Może nie od razu zmieniło się moje życie, ale utwierdziło mnie w przekonaniu, że to co małymi krokami wprowadzałam, ma sens. Ja też przestałam ponad rok temu kupować nowe ubrania. Przez wiele lat kupowałam ich za dużo, czasami zakupy nie były do końca przemyślane, co kończyło się tym, że jakaś rzecz zupełnie nie używana przeleżała w szafie parę lat i w końcu lądowała w pojemnikach na używane ubrania lub oddawałam komuś bardziej potrzebującemu. Po ostatniej mocnej selekcji, jakieś dwa lata temu, praktycznie nie wyrzucam i nie oddaję ubrań, ale nadaje im drugie życie. Mam maszynę do szycia i umiem się nią posługiwać. Wymyślam więc, jak mogę przerobić, poszerzyć, rzadziej zwęzić 🙂 czy dostosować do nowych trendów mody moje ubrania. Czasami napracuję się, ale mam dużą satysfakcję, no i co tu dużo mówić, oszczędzam pieniądze. Ostatnio odzyskałam sportową kurtkę, w której już parę lat temu przestałam się mieścić, poprzez wszycie dwóch kawałków materiału, pozyskanych z nogawek starych sportowych spodni, również nieużywanych z tego samego powodu 🙂 .

Poniżej zamieszczam artykuł Ani Pięty, naprawdę warto poświęcić chwilę czasu na jego przeczytanie – to bardzo ważny głos w dyskusji o ochronie naszej planety. Powiesz, a co tam , to tylko jedna nowa bluzka. Nie, to oszczędność wody i energii, to mniej śmieci i ścieków. Zostań przyjacielem naszej planety.

” Od ponad roku nie kupiłam ani jednej nowej rzeczy. Czekam aż wielkie marki zaczną produkować w zrównoważony sposób, czyli taki który szanuje nasze środowisko i ludzi. Nie jestem buntowniczką, po prostu mam dość ślepej konsumpcji i kłamstw branży modowej. Poza tym, że nadal oddycham, jeżdżę na rowerze, mam normalny apetyt i zdrowe serce, to mam też więcej czasu, dokładnie wiem co jest w mojej szafie, korzystam z tego, co już mam, a codzienne wybory pt. „co na siebie włożyć” stały się trzyminutową czynnością. Mam więcej pieniędzy i czasu na przyjemności, a duże sieciowe sklepy mijam bez żalu, jakby codziennie była niehandlowa niedziela. W zasadzie to już ich nawet nie zauważam.   Ten świadomy wybór, moja prywatna decyzja stały się przyczynkiem do nazywania mnie buntowniczką i aktywistką modową. A ja pomyślałam: niezwykłe, jak daleko zaszlismy w slepej konsumpcji, że jej ograniczanie jest dziś buntem? Postanowiłam jednak zrobić z tego walor i skorzystać z siły przekazu, jaką daje mi nowy przydomek, by opowiadać w jak marnotrawnym i okrutnym systemie powstaje większość naszych ubrań.  

Oto garść faktów, dzięki którym zastanowicie się czy naprawdę potrzebujecie nowych ubrań:  Co 4- 5 sezonów wciska się nam to, co już mamy tylko w innym odcieniu czy z dodatkową kokardką.  Norma w fabryce „fast fashion” to 80 sztuk do uszycia w godzinę, siedzenie w pieluchach przy maszynie, praca po 14 godzin dziennie, a wynagrodzenie to czasem 26 dolarów miesięcznie w Etiopii i około 120- 150 dolarów za miesiąc w Azji. Na pytanie czemu tak mało, wielkie koncerny odpowiadają, że nigdy nie obiecywały płacy minimalnej.  Globalnie wyrzucamy nawet 60% odzieży. Ubrania lądują w śmietniku, są palone, a w najlepszym wypadku lądują w Afryce, gdzie są donaszane w drugim obiegu. Te kraje również zaczynają się buntować, ponieważ nie są w stanie przerobić masy ciuchów, jaką nasz uprzywilejowany świat im podrzuca.  Z blisko 100 mln ubrań produkowanych co roku tylko 1% podlega recyklingowi. Produkcja ciuchów odpowiada za 20% zanieczyszczeń wszystkich wód na świecie (co sezon widać to po rzekach, które przyjmują w kolor najmodniejszego koloru sezonu) i wytwarza więcej CO2 do atmosfery niż wszystkie linie lotnicze razem wzięte.  Jeśli liczba ludzi na ziemi będzie przyrastać w dotychczasowym tempie, to za 11 lat będziemy mieli ok. 18 kg tekstylnych śmieci na jednego mieszkańca/ mieszkankę naszej planety. 

Wyprodukowanie jednego bawełnianego t- shirtu zużywa 2700 litrów pitnej wody, to równowartość tego, ile jedna osoba potrzebuje na prawie 2,5 roku. Analogicznie na powstanie pary jeansów potrzeba aż 10 000 litrów wody. Ubrania wcale nie dają nam szczęścia. Udowodniono, że “pozakupowy high” utrzymuje się maksymalnie przez jeden dzień u około 55% konsumentów i konsumentek. Opłaca się?  

Dlaczego to wszystko piszę? Bo jestem idealnym przykładem, że można nawet pracując w branży modowej, porzucić jej kłamstwa. Można działać inaczej, przemyśleć, poczytać trochę, poobserwować i zobaczyć, że nic tu nie działa tak jak powinno. A skoro giganci reagują za wolno albo robią nam greenwashing pozornymi akcjami, powiedzmy im, że w takim razie nie będziemy kupować w ogóle, może to będzie dla nich konkretna wskazówka.  

Polska, która dziś nie jest zalana taką ilością tanich tekstyliów jak np. USA czy Wielka Brytania, jako część elitarnego klubu najbogatszych krajów świata (stowarzyszonych w UE czy OECD) powinna w końcu przestać myśleć, że jest na tzw. „dorobku” i że nas to nie dotyczy. Jesteśmy bogatsi od ok. 90% ludności tego świata i to dobry czas, by mądrze wyhamować. Dlatego zanim kolejna kampania reklamowa przykuje wasz wzrok, proponuję pomyśleć:  Czy gdzieś już to widziałaś/ widziałeś?  Czy nie masz czegoś podobnego w swojej szafie?  Czy – jeśli to wyjście na raz – nie da się tego od kogoś pożyczyć?  Czy nie masz czegoś, co można by wymienić? (Z drugiego obiegu mam nawet buty czy rękawice bokserskie i zanim ktoś powie, że to mało higieniczne, podpowiadam, nawet nie chcecie wiedzieć jakie chemikalia siedzą dziś w waszych nowych ubraniach!)  

Dołączcie do mnie i kilku tysięcy modowych buntowników i nie kupujcie nowych ubrań. Im nas więcej, tym więcej zaoszczędzonej wody pitnej, CO2 i pestycydów. Im nas więcej, tym bardziej czują się zobligowane do działania. Im dłużej i rozsądniej używasz tych ubrań, które już masz (lub z drugiego obiegu), tym większym przyjacielem / przyjaciółką planety jesteś. Biorąc udział w wyzwaniu sprzeciwiasz się przerabianiu drzew i rzek na więcej bluzeczek, które znudzą Ci się szybciej niż przyroda. Zajrzyjcie tutaj i sprawdźcie akcję Slow Fashion Season.

Ja już dołączyłam i zachęcam – dołączcie. To nic nie kosztuje, a pomoże ratować planetę Ziemię.

Continue Reading