Kuchnia

Przepis na chleb na zakwasie, który zawsze się udaje i jest pyszny.

Wiele lat temu podejmowałam próby upieczenia chleba, ale niestety, bez sukcesu. Zawsze wychodził mi zakalec. I kiedy 5 lat temu koleżanka Ela opowiedziała mi o tym, że sama piecze chleb i nie potrafi jeść już innego chleba, skwitowałam to krótko, że ja już próbowałam, nie wyszło i nie będę piekła chleba. Ela twierdziła, że przygotowanie tego chleba to bułka z masłem i że zawsze wychodzi. Mimo tych zapewnień byłam sceptycznie nastawiona do ewentulanych czynności pieczenia chleba. Ale Ela zaproponowała, że przywiezie mi na następne spotkanie, zaczyn i przepis. No i przywiozła. Powiedziała; spróbuj.

I musiałam przyznać Eli rację, że po pierwsze bardzo łatwo i szybko się go przygotowuje, po drugie zawsze wychodzi, po trzecie długo zachwuje świeżość, po czwarte jest pyszny, no i oczywiście zdrowy, bez żadnych polepszaczy i poprawiaczy, czyli krótko mówiąc bez chemii. .

Trochę to trwało zanim wzięłam się za to pieczenie chleba, bez entuzjazmu, bo te wcześniejsze nieudane próby, stały mi za plecami. Z zaciekawieniem przyglądałam się, jak to ciasto rosło i rosło i na koniec nie opadło !! nie było zakalca !! udało się, hura !

A oto przepis, przy założeniu, że posiada się już zaczyn (tak jak ja, dostałam go od Eli). Jak zrobić zaczyn, kiedy się go nie ma, napiszę dalej (poniżej).

Przed przystapieniem do pieczenia chleba, należy odżywic zaczyn. W tym celu należy go przełożyć do miski, dodać 1 szklankę mąki żurkowej, zalać 1 szklanką letniej wody. Wymieszać dokładnie łyżką. Pozostawić na 6-12 godzin w ciepłym miejscu.

Po tym czasie przygotowuje się ciasto. Do dużej miski należy wsypać 1 kg mąki pszennej tortowej i ½ kg mąki żytniej. Dodać: 1 szklankę otrąb żytnich lub innych, ½ szklanki płatków osianych, ½ szklanki słonecznika, ½ szklanki nasion konopi, 3 łyżki siemienia lnianego, 4 łyżeczki soli, 1/2 kostki drożdży rozpuszczonych w ½ szklanki ciepłej wody, odżywiony zaczyn z miski, 1 litr ciepłej wody, inne dodatki wg uznania, np. pestki dyni, rodzynki, czarnuszkę, kminek, itp.

Wszystko dokładnie wymieszać, najlepiej drewnianą łyżką. Przykryć czystą ściereczką i pozostawić na 1 godzinę do wyrośnięcia w ciepłym miejscu.

Z wyrośniętego ciasta odłożyć do słoika część na kolejne ciasto (na początku dobrze mieć 2 takie słoiczki z zaczynem, bo zdarza się zapomnieć odłożyć, wiem coś o tym, bo potem musiałam sama hodować zaczyn). Odłożony zaczyn przechowywać w lodówce (nawet do 2 miesięcy). Pozostałą część ciasta przełożyć do keksówek (ja wypełniam 4 keksówki). Ponownie pozostawić do wyrośnięcia na 1 godzinę w ciepłym miejscu. Posypać czarnuszką, makiem, słonecznikiem, inne.

Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec 1,5 godziny w temperaturze 180-190 stopni (zależy od piekarnika, ja piekę w 190 stopniach). Wyjąć z piekarnika, wyjąć z foremek. Wierzch chlebków pędzlować zimną wodą. Pozostawić do wystygnięcia.

Można zrobić chleb bez drożdży lub z mniejszą ilością drożdży. Będzie trochę mniej wyrośnięty. Należy uważać też z wodą i raczej nie przekraczać podanej ilości, bo potem chleb wyrośnie za bardzo i wypłynie z foremki.

Można też stosować różne rodzaje mąki, jakie kto lubi. Może to być chleb pszenny lub żytni, w zależności od rodzaju mąki, jaki się zastosuje. Ale ja, po kilku latach pieczenia, doszłam do wniosku, że właśnie taki skład, jak podałam wyżej najlepiej mi smakuje.

Zaczyn hoduje się od 5 do 7 dni, w zależności od temperatury czy pory roku. Latem szybciej zachodzi proces fermentacji.

Potrzebna jest woda letnia przegotowana i mąka żytnia. Do słoika o pojemności 1 l wsypuje się np. 1/2 szklanki mąki żytniej (ja stosuje mąkę żurkową) i dodaję 1/2 szklanki letniej wody, należy to dokładnie wymieszać, przykryć sciereczką i postawić w ciepłym miejscu. To nie muszą być ilości odmierzane szklanką, można odmierzać na łyżki, zasada jest taka, że muszą to być jednakowe ilości. Następnego dnia połowę zaczynu ze słoika należy wyrzucić, a w to miejsce dodać 1/2 szklanki mąki żytniej i pół szklanki letniej wody i wszystko dokładnie wymieszać. I tak powtarzać czynności przez kolejne dni (latem proponuję 5 dni, zimą 7 dni).

Dokładny przepis jak zrobić zakwas chlebowy jest tutaj http://przepisnachleb.pl/zakwas/zakwas-zytni/

No to powodzenia i smacznego 🙂

Continue Reading

Ogród

Lilie – królowe ogrodu.

Lilie ogrodowe to prawdziwe arystokratki wśród kwiatów. Jako roślina ozdobna są znane od 5 tys. lat. W starożytnej Grecji wierzono, że kwiat ten powstał z kropli mleka bogini Hery.

Po liliach zostało już tylko wspomnienie w moim ogrodzie. Znowu trzeba czekać do następnego lata. Ale już wiem, że będę powiększać kolekcję o nowe odmiany.

Lilie nie są wymagające, ale ja niestety, poniosłam kilka porażek, np. kiedy jednej  jesienią posadziłam około 100 cebul lilii, a wiosną wyszło tylko 10.

Niestety, nie udało mi się też z liliami świętego Józefa. Kiedy byłam mała,  na moim osiedlu każda szanująca się  właścicielka ogrodu, za punkt honoru stawiała, aby mieć piękną  kolekcję tych lilii. Dzisiaj prawie ich nie ma. Udało mi się nwet je kupić, posadziłam chyba z 10 cebul, to dwa lata temu 2 sztuki mi zakwitły, a kwiaty były małe, tyle, że pięknie pachniały.   Część chyba wymarzła, albo coś je zjadło.

Teraz sadzę cebule lilii wiosną. W tym roku (może taki rok) moje lilie nareszcie zachwyciły kolorami, kształtami, no i tym niesamowitym zapachem.

Niestety, nie zrobiłam fotografii wszystkich królowych ogrodu, ale i tak zachwycają. I jestem z nich bardzo dumna 🙂

Continue Reading

Eko - Kosmetyki

Moje kremy.

Zioła i kwiaty zawsze mnie otaczały. Zioła zbierała moja mama, moja ciocia i pewnie moja babcia, ale tego nie pamiętam. Wykorzystywałam je, kiedy moje dzieci były małe i chorowały (syropy, inhalacje, okłady, itp.) Ale tak naprawdę zaczęłam im się bardziej przyglądać jakieś dziesięć lat temu.

 Zaczęłam je zbierać, suszyć, parzyć, pić,  przyrządzać krople i nalewki.   Potem zaczęłam wysiewać nowe zioła w ogrodzie.  Od dwóch lat destyluję olejki eteryczne z ziół i kwiatów i uzyskuję w tym procesie również hydrolaty, czyli tzw. wody kwiatowe i wody ziołowe, które wykorzystuje jako toniki. Konsekwencją niejako tego działania było  zrobienie  dla siebie kremu, naturalnego w 100 %, z ziół i kwiatów z mojego ogródka i z pobliskich łąk. Kiedy go stworzyłam, zaprosiłam do testowania moją rodzinę, moje koleżanki, sąsiadki, znajomych. Okazało się, ze krem  tak przypadł do gustu niektórym, że chcieli jeszcze więcej. Najpierw zrobiłam krem ziołowo-aloesowy.

Potem koleżanka zapytała, czy mogłabym dla niej zrobić krem, bo ma problemy z cerą, a konkretnie z trądzikiem różowatym. No to zrobiłam „Forsycję”i robię nadal, bo okazało się, że jej skóra zaakceptowała mój krem. Nie wiedziałam, jak dużo moich znajomych ma problem z cerą wrażliwą, naczyńkową, czy  z trądzikiem różowatym.  

Inna koleżanka zapytała, czy mogę zrobić dla niej krem o zapachu róży. No to zrobiłam z moich róż i z lawendy, bo róża dobrze komponuje się z lawendą

Krem „Ziołowo-Aloesowy”  regenerujący, odżywczy, nawilżający,  dedykowany przede wszystkim dla cery dojrzałej
Krem do cery wrażliwej, suchej,  naczyńkowej  lub z trądzikiem różowatym „Forsycja” , odżywia, łagodzi podrażnienia, zmniejsza skłonność do zaczerwienienia skóry.
Krem „Róża i Lawenda” – lekki krem nawilżający, nawilża, odżywia, działa przeciwzmarszczkowo.

Zrobiłam też maść przeciwbólową bazyliową. Olejek i hydrolat bazyliowy jest naturalnym środkiem przeciwbólowym.

Co będzie następne? myślę o szamponie do włosów; może jakaś pokrzywa, skrzyp, nagietek, może lawenda… kto wie, co jeszcze 🙂

Continue Reading

Eko - Kosmetyki

Zrób sobie krem swój własny, w 100 % naturalny.

W poprzednich wpisach przedstawiłam Wam sposób jak można przygotować sobie macerat olejowy z płatków róż, czyli jak zrobić olejek różany oraz jak przygotować hydrolat z ziół i kwiatów (hydrolat rumiankowy – tonik). Dzisiaj przedstawię, jak można połączyć te dwa produkty, aby stworzyć nowy produkt – własny krem, jedyny, niepowtarzalny, krem do ciała.

Skóra w okresie letnich urlopów narażona jest szczególnie na wysuszanie, to przydługie wylegiwanie się na słońcu, nie bardzo jej służy. A ten krem zaopiekuję się Waszą skórą i nawilży ją odpowiednio i ukoi.

Krem jest bardzo prosty w swoim składzie, można oczywiście go rozbudować, wzbogacić, jeżeli ktoś ma takie pragnienie.

Do zrobienia kremu potrzebny jest macerat olejowy kwiatowy lub ziołowy. można zrobić sobie samemu, (o tym pisałam we wczesniejszym wpisie), a jeżeli nie ma takiego pod ręką, można użyć do tego innego olejku, byle był to olejek naturalny. Taki olejek można nabyć w sklepach ekologicznych. Ja tym razem wybrałam macerat czeremchowy, ma niepowtarzalny zapach.

Drugim podstawowym składnikiem kremu jest hydrolat kwiatowy lub ziołowy, ale to można zrobić samemu ( o tym też niedawno pisałam, jak zrobić hydrolat). Jeżeli nie mamy możliwości, aby zrobić hydrolat samodzielnie, można zastosować napar z ziół lub kwiatów, w ostateczności może to być woda destylowana lub woda przegotowana, ale wtedy krem będzie miał nieco słabsze działanie. Warto nawet, jeżeli nie ma się własnych kwiatów czy ziół, udać się na łąkę, albo chociaż do ogródka znajomych czy sąsiadów. Ja zastosowałam tutaj hydrolat rumiankowy, łagodny dla skóry, gojący.

Kolejnym składnikiem potrzebnym do zrobienia kremu jest olej kokosowy nierafinowany, najlepiej ze sklepu ekologicznego., taki jak ten. np.

I jeszcze potrzebny bedzie wosk pszczeli. Ja kupuję specjalny wosk do kosmetyków w plastrach, w sklepie pszczelarskim.

No i witamina E, jako naturalny konserwant, może być w kroplach lub w kapsułkach.

Do naczynia o pojemności co najmniej 100 ml, ja wykorzystuję zlewkę o pojemności 100 ml, należy wlać 30 ml maceratu olejowego, ewentulanie innego olejku, dodac 3 gramy oleju kokosowego i 3 gramy wosku pszczelego.

Do drugiego naczynia, może być o mniejszej pojemności należy wlać 25 ml hydrolatu lub wody destylowanej.

Oba pojemniki umieścić w garnku, w kąpieli wodnej i postawić na kuchence/palniku/płycie grzewczej. Na dno garnka układam miękką szmatkę. I podgrzać do temperatury około 55 stopniu (musi rozpuścić się wosk). Nalezy sprawdzić, czy temperatura w obu pojemnikach jest taka sama. To ważne, szczególnie wtedy, gdy podgrzewamy naczynia w dwóch oddzielnych garnkach.

Kiedy wosk już się rozpuści, do zlewki z maceratem, woskiem i olejem kokosowym pomału należy wlewać hydrolat, intensywnie mieszając. Kiedy składniki dobrze się połączą, przekładam całą masę do małego ceramicznego moździerza i ucieram krem.

ucieranie kremu

Można też, zamiast moździerza, wykorzystać mały spieniacz do mleka.

Aby zwiekszyć moc takiego kremu, należy dodać kwas hialuronowy, witaminę A, witaminę C, olejki eteryczne. Ja dodałam do tego kremu 3 krople witaminy A i 3 krople witaminy C, wycisnęłam witaminę D z dwóch kapsułek (naturalny konserwant) i dodałam trochę kwasu hialuronowego (dla lepszego wchłaniania się kremu). Ponieważ zapach czeremchowo- rumiankowy bardzo mi odpowiada, nie dodawałam już żadnych olejków eterycznych.

No i do słoiczka 🙂

Ten krem jest w 100 % naturalny. Nie zawiera żadnych chemicznych dodatków stabilizujacych konsystencję, przyspieszających wchłaniane, dlatego należy dać mu trochę czasu na wchłonięcie, kilka minut.

Najlepiej cienką warstwę kremu nałożyć na świeżo umytą i osuszoną skórę. Mówi się, że najlepszy efekt uzyskuje się w czasie do 1 minuty po umyciu, kiedy skóra jest jeszcze wilgotna, ale nie mokra. Jeżeli skóra jest nadal tłusta, można lekko przyłożyć w te miejsca chusteczkę higieniczną. Ale przede wszystkim nie należy nakładać grubej warstwy kremu na skórę.

Może się zdarzyć, że wytrąci się woda, należy ją po prostu wylać. Krem dobrze jest przechowywać w temperaturze poniżej 20 stopni, lub w lodówce.

Życzę powodzenia, dobrych pomysłów w doborze komponentów i zapachów. Skóra zawsze będzie zadowolona, niezależnie od zapachu, rodzaju kwiatów i ziół.

Continue Reading

Ogród

W warzywniku w sierpniu .

Jeszcze w tym roku nie przedstawiłam moich warzyw w warzywniku. Myśle, że najlepiej będzie jak zilustruję je zdjęciami 🙂

patisony – zakisiłam już kilka słoików, pyszne, ale też smażone , jak schabowe.
cukinia – doskonała na zupy, ale też grilowana, smażona w panierce, faszerowana i kiszona.
Dynia hokkaido – doskonała do pieczenia, na sałatkę z suszonymi pomidorami i świeżą bazylią
Dynia makaronowa – na spagetti z sosem grzybowym, rewelacja
Melon – sama słodycz
Ogórek – posiałam różne rodzaje; Julian, Ela, śremskie
bakłażany dopiero się zawiązują – na parmigianę, moussakę, albo grilowany, kiszony, pasta.
Pomidory malinowe stare odmiany- na razie rosną. W ubiegłym roku największe okazy osiagały wagę 1 kg.
Komosa rózgowa czyli szpinak truskawkowy – to nowy lokator w naszym ogródku
no i malina – niezmiennie zachwycam się jej doskonałościa, a smak i zapach – poezja 🙂
Papryka ostra – zaczyna się czerwienić i dojrzewać
Dynia olbrzymka – cały czas rośnie

Jest jeszcze troche innych warzyw; fasolka, marchew, buraczki, kabaczki, pepino, cała gwardia pomidorowa i mnóstwo ziół.

Zaczęłam sezon ogródkowy 13 stycznia, zimą, od wysiania nasion bakłażanów, a teraz ogród jest pełen kolorów, smaków i zapachów. Tylko ta potworna susza utrudnia, to codzienne podlewanie. Ale przecież całą zimę czeka się właśnie na ten czas zbiorów 🙂 na świeże, pachnące, bez chemii, własne warzywa.

Continue Reading