Tych nieproszonych gości przybywa w naszych ogrodach z roku na rok w sposób narastający. Co roku z myślą, w szczególności, o wnukach przygotowuję naturalny środek z ziół i kwiatów z ogrodu i okolicznych łąk. Można go stosować bezpośrednio na ciało, jak i na ubrania. Dla nas to ładny zapach, ale dla kleszczy i komarów nieznośny.
W skład tego środka wchodzi:
- kwiat i ziele wrotyczu, kwiat suszę w sierpniu, żebym miała w następnym roku, zanim pojawią się nowe kwiaty,
- kwiat i liście czeremchy – kwiaty też suszę, żeby mieć później, kiedy przekwitną,
- liście geranium, popularnej anginki, z własnej doniczkowej uprawy,
- ziele i kwiat bodziszka cuchnącego (na marginesie uważam, że to bardzo krzywdząca nazwa, dla mnie on pachnie ładnie, chyba, że cuchnie dla kleszczy), mam go w różnych częściach ogrodu, dobrze zimuje i dobrze się rozmnaża,
- kwiat i ziele lawendy,
- ziele tymianku,
- mięta pieprzowa.
Wszystkie te zioła rozdrabniam i wkładam do garnka, zalewam zimną wodą i bardzo powoli podgrzewam, doprowadzając do wrzenia. Po ok. 20 minutach wrzenia, wyłączam podgrzewanie i pozostawiam na kilka godzin lub na całą noc. Następnie przecedzam i filtruję, żeby drobinki nie zatykały otworu w rozpylaczu. Przelewam do małych butelek z rozpylaczem i do każdej butelki dodaję 2 krople olejku lawendowego lub miętowego lub tymiankowego, wstrząsam i gotowe. Można też dodać olejek waniliowy, taki, który dodaje się do ciasta.